W świecie polityki, gdzie obietnice wyborcze są tak trwałe jak budżetowe dziury, nadszedł czas na prawdziwą rewolucję. Ostatnie doniesienia mówią o nowej strategii kampanijnej, która polega na składaniu obietnic pisanych specjalnym atramentem... na wodzie. Tak, dobrze przeczytaliście. Politycy, znudzeni tradycyjnymi metodami, które i tak nikt nie traktuje poważnie, postanowili pójść o krok dalej.
Pierwsze testy przeprowadzono podczas wiecu wyborczego nad jeziorem. Kandydat, zamiast rozdawać ulotki, wypisywał swoje propozycje na tafli wody. 'Obniżymy podatki!' - głosił napis, który zniknął, zanim zdążyliśmy zrobić zdjęcie. 'Zwiększymy wydatki na edukację!' - kolejna obietnica, która wyparowała wraz z poranną mgłą. Geniusz czy desperacja? Trudno powiedzieć.
Eksperci są podzieleni. Jedni twierdzą, że to szczyt politycznego cynizmu, inni, że to po prostu uczciwe podejście - w końcu wszystkie obietnice i tak się rozmywają. Wyborcy natomiast są... no cóż, nadal zdezorientowani. 'Przynajmniej teraz wiemy, czego się spodziewać' - komentuje jeden z uczestników wiecu, próbując złapać w dłonie ostatnie słowa kandydata, które właśnie spłynęły do rowu melioracyjnego.
Czy to oznacza, że przyszłe kampanie będą odbywać się wyłącznie nad zbiornikami wodnymi? Czy może politycy odkryją kolejne, równie nietrwałe nośniki swoich obietnic? Tego nie wiemy. Ale jedno jest pewne - w polityce, jak w magii, najważniejsze jest odwrócenie uwagi widza. A jeśli przy okazji można to zrobić z odrobiną stylu... cóż, kto by się przejmował szczegółami?