Wczorajsza konferencja prasowa ministra finansów wywołała prawdziwą burzę. Okazuje się, że rząd postanowił opodatkować... powietrze. Tak, dobrze czytacie. Od przyszłego miesiąca każdy obywatel będzie musiał płacić za każdy wdech i wydech. Minister tłumaczył, że 'przecież korzystamy z dóbr natury, więc dlaczego mielibyśmy nie partycypować w kosztach?'.
Nowy podatek, nazwany 'Powietrznym VAT', będzie naliczany w zależności od objętości płuc i częstotliwości oddechów. 'To sprawiedliwe rozwiązanie' – przekonywał minister. 'Osoby, które biegają, będą płacić więcej, ale przecież i tak mają lepszą kondycję, więc stać ich na to'.
Eksperci już zaczęli liczyć, ile przeciętny Kowalski będzie musiał wydać miesięcznie. Wstępne szacunki mówią o kwocie około 200 złotych. 'To mniej niż Netflix!' – żartował jeden z urzędników.
Najbardziej oburzeni są miłośnicy jogi i medytacji, którzy teraz będą musieli płacić za każdą głęboką inhalację. 'To uderzenie w naszą wolność!' – krzyczeli pod kancelarią premiera.
A co z osobami, które oddychają przez sen? Czy rząd zamierza instalować liczniki oddechów w sypialniach? Na te pytania wciąż nie ma odpowiedzi...