Wczorajsza konferencja prasowa ministra finansów wprawiła wszystkich w osłupienie. Zamiast tradycyjnych wykresów i nudnych statystyk, na stole pojawiły się… banany. „Drogie Panie i Panowie, oto nasza odpowiedź na inflację!” – oznajmił minister, machając dojrzałym owocem. „Banan to stabilna waluta. Można go zjeść, wymienić, a nawet użyć jako broni w przypadku napadu na sklep.”
Eksperci są podzieleni. Jedni twierdzą, że to genialne posunięcie, które przywróci wartość pieniądza, inni – że rząd po prostu ma za dużo czasu. „To jak powrót do barteru, tylko z większym ryzykiem zepsucia” – komentuje profesor ekonomii z Uniwersytetu Warszawskiego.
Tymczasem w supermarketach już wprowadzono pierwsze zmiany. Przy kasach pojawiły się wagi, a kasjerki przechodzą szkolenia z rozpoznawania dojrzałości bananów. „Klient płaci pięcioma bananami, ale jeden jest już brązowy, więc liczymy go jako pół” – tłumaczy jedna z pracownic.
Co na to obywatele? „Wolę płacić bananami niż patrzeć, jak moje oszczędności topnieją jak lody w lipcu” – mówi jeden z przechodniów. Inni zastanawiają się, czy nie zacząć hodowli bananowców w przydomowych ogródkach. Czy to początek nowej ery, czy kolejna polityczna groteska? Czas pokaże. A może… banany?