Wczorajsza konferencja prasowa ministra gospodarki wprowadziła nową jakość w dyskusji o rynku pracy. Program 'Praca za uśmiech' zakłada, że obywatele będą mogli wymieniać swoje pozytywne nastawienie na realne korzyści. 'Dlaczego płacić komuś pieniędzmi, skoro może być szczęśliwy za darmo?' – pytał retorycznie minister, podczas gdy jego asystent próbował ukryć grymas bólu.
Pierwsze testy programu już trwają. W jednym z urzędów skarbowych wprowadzono możliwość odliczenia od podatku każdego szczerego uśmiechu skierowanego do urzędnika. Niestety, jak donoszą źródła, większość petentów kończy z twarzą przypominającą maskę z horroru po godzinie oczekiwania w kolejce.
Eksperci są podzieleni. Jedni twierdzą, że to rewolucyjne podejście do ekonomii, inni – że minister oglądał za dużo filmów o hippisach. Tymczasem przeciętny Kowalski zastanawia się, czy jego bank przyjmie uśmiech jako formę spłaty raty kredytu. I czy uśmiech przez telefon też się liczy.
A co z osobami, które po prostu nie potrafią się uśmiechać? Minister zapewnia, że nad tym też pracują. 'Może wprowadzimy kursy uśmiechu dla opornych. Albo dopłaty do botoksu.' – dodał, nie wiedząc, że właśnie stworzył nowy problem do rozwiązania.