Wszystko zaczęło się niewinnie – od strajku karmienia. Kury, zmęczone monotonią ziarna i brakiem szacunku ze strony właścicieli, postanowiły zorganizować protest. Najpierw odmówiły składania jaj, co wywołało lekki niepokój wśród lokalnych gospodyń. Ale to był dopiero początek.
W ciągu kilku dni kury zaczęły organizować się w większe grupy, blokując drogi dojazdowe do gospodarstw. Ich przywódczyni, kura o imieniu Gertruda, podobno była widziana z notesem i długopisem, spisując postulaty. Domagały się lepszych warunków bytowych, więcej przestrzeni do dziobania i – co najbardziej zaskakujące – udziału w lokalnych wyborach.
Mieszkańcy początkowo śmiali się z całej sytuacji, ale gdy kury zaczęły przejmować kontrolę nad lokalnym sklepem spożywczym (głównie nad działem z ziarnem), sytuacja stała się poważna. Burmistrz próbował negocjować, ale Gertruda podobno odrzuciła jego propozycje, twierdząc, że 'to już nie są czasy, gdy człowiek decyduje za kury'.
Teraz miasteczko żyje w strachu przed kolejnymi krokami skrzydlatych rebeliantów. Czy to początek ptasiej rewolucji? A może tylko sezonowa histeria? Jedno jest pewne – Gertruda i jej kompani nie zamierzają się poddawać. A wy? Którą stronę byście wybrali?